piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 2

*1 września 1998*
Hermiona przeszła przez barierkę na dworcu King's Cross. Na peronie 9 i 3/4 jak zawsze w pierwszy dzień szkoły było bardzo tłoczno. Wszyscy żegnali się ze swoimi rodzinami lub rozmawiali z przyjaciółmi. W tym tłumie Hermiona znalazła wiele znajomych twarzy, ale także dużo nowych. Po osiągnięciach szkoły w walce z Voldemortem do Hogwartu przybyło wielu nowych uczniów. Uwagę dziewczyny przykuły dwie rude czupryny, należące do jej przyjaciół, od razu udała się w ich kierunku.
- Gdzie wasza mama? - spytała Ginny i Rona. Pani Weasley zawsze zostawała na dworcu aż do odjazdu pociągu, a teraz jej nie było.
- Bardzo chciała się z tobą zobaczyć, ale musiała iść z tatą do Ministerstwa, mówili, że to ważne...
- Ciekawe, co się stało.
- Też chciałabym wiedzieć. Nie powiedzieli mi - powiedziała oburzona ruda. - Mniejsza z tym... Idziemy do pociągu? - spytała już z uśmiechem.
- Tak, tak, bo zaraz nam wszystkie przedziały zajmą - odpowiedział Harry.
Wszyscy jak na komendę wzięli swoje kufry i ruszyli w stronę pociągu. Kiedy znaleźli wolny przedział, wszyscy odłożyli swoje walizki, zajęli miejsca i pogrążyli się w rozmowie. Ich spokój przerwało otwieranie drzwi, w których stanął czarnowłosy trzecioklasista.
- Profesor McGonagall wyzywa do swojego przedziału Harry'ego Pottera, Hermionę Granger i Ginny Weasley - powiedział niepewnie chłopiec i odszedł. Trójka przyjaciół wymieniła zdziwione spojrzenia, po czym wstała z miejsc.
- O co chodzi? - spytał Ron.
- Jeszcze nie wiemy, ale jak wrócimy, to wszystko wam powiemy - odpowiedziała Hermiona i razem z Harrym i Ginny wyszła i udała się w stronę przedziału dyrektorki. Kiedy dotarli na miejsce, Harry zapukał, a po usłyszeniu zaproszenia otworzył drzwi i wszyscy weszli do środka. Zdziwił ich fakt, że w pomieszczeniu było więcej osób. Na środku był stolik, a obok niego kanapa i dwa fotele, na których siedzieli Luna Lovegood, Hanna Abott, Ernie Macmillan i Terry Boot, a pod ścianą stali Pansy Parkinson, Theodor Nott i … Draco Malfoy.
- Skoro wszyscy już są, to mogę zaczynać - odezwała się profesor McGonagall, której Hermiona na początku nie zauważyła. Dziewczyna zastanawiała się, dlaczego wszyscy zostali tutaj wezwani. Odpowiedź sama przyszła.
- Chciałam wam powiedzieć, że... – zaczęła McGonagall – panna Abott i pan Macmillan zostają prefektami Huflepuffu, panna Lovegood i pan Boot prefektami Ravenclawu, panna Weasley i pan Potter prefektami Gryffindoru, panna Parkinson i pan Malfoy prefektami Slytherinu, a prefektami naczelnymi zostają panna Granger i pan Nott. Gratuluję! - zakończyła z uśmiechem, po czym wręczyła wszystkim odznaki. - Chciałam to zrobić osobiście. Możecie już iść, ale proszę o pozostanie prefektów naczelnych. - „Jestem prefektem naczelnym!” - powtarzała w myślach szczęśliwa dziewczyna. Marzyła o tym od pierwszej klasy i w końcu jej się to udało.
Wszyscy oprócz wspomnianej wcześniej dwójki, we wspaniałych humorach zaczęli opuszczać przedział, no... może nie licząc Malfoya. „Ale kiedy on ma dobry humor?” - zastanawiała się Hermiona. Kiedy drzwi się zamknęły, głos znów zabrała McGonagall.
- Dlaczego ma pan taką zaskoczoną minę, panie Nott? - spytała z lekkim uśmiechem, na co chłopak odpowiedział:
- Po prostu się nie spodziewałem, że zostałem wezwany, żeby zostać prefektem i to naczelnym. Granger? Rozumiem, ale ja?
- A co w tym takiego dziwnego? Jest pan jednym z najlepszych uczniów w Hogwarcie - powiedziała McGonagall. – Ma pan prawie same wybitne, więc nie rozumiem tego zdziwienia.
- No dobrze może mam dobre oceny, ale miałem parę szlabanów – odpowiedział z naciskiem na „parę”.
- No nie zaprzeczę, że ma pan skłonności do łamania przepisów – powiedziała z ledwo widocznym uśmiechem, po czym kontynuowała – ale pannie Granger też zdarzało się je złamać i to dość poważnie. - W tym momencie Hermiona zrobiła zawstydzoną minę. – No, ale nie o tym chciałam z wami porozmawiać. Na pewno wiecie, że bycie prefektem naczelnym wiąże się z obowiązkami, ale także z przywilejami, które jako dyrektor muszę wam przedstawić. Zacznijmy od obowiązków: musicie pilnować porządku w szkole, możecie odejmować i dodawać punkty również innym prefektom, trzeba pomagać w organizacji różnych uroczystości w szkole, będziecie także patrolować korytarze w nocy...
- Ale jak to pani profesor? W nocy? A co z lekcjami? Nauką? - Hermiona zaczęła zasypywać dyrektorkę pytaniami.
- I co z quidditchem? Nie będę miał siły na treningi po takich całonocnych patrolach - dodał Theodor.
- Jeśli pozwolicie, to wam wszystko wyjaśnię. - Dwójka uczniَw zamilkła i spojrzała wyczekująco na kobietę.
Tak jak mówiłam, będziecie patrolować korytarze w nocy, ale tylko przez cztery godziny od 22 do 2 i tylko dwa dni w tygodniu, resztą zajmują się nauczyciele. Wszystko zrozumieliście?
- Tak - odpowiedzieli razem.
- Dobrze. Została mi jeszcze ostatnia informacja do przekazania. Prefekci naczelni zawsze dostają swoje dormitorium... swoje wspólne dormitorium.
- Co?! - krzyknęli równocześnie, po czym obydwoje popatrzyli na siebie.
- Dostaniecie dormitorium na piątym pietrze niedaleko łazienki prefektów.
- Ale pani profesor... - zaczęła Hermiona.
- Żadnego ale! Wasze dormitorium znajduje się za obrazem z hipogryfem. Hasło to "odwaga i spryt". Mam nadzieję, że się dogadacie, macie dawać dobry przykład innym uczniom. Rozumiemy się? - spytała surowym tonem.
- Tak, pani profesor - odpowiedzieli niechętnie.
- To dobrze, a teraz już idźcie, musicie jeszcze patrolować przedziały.
Uczniowie powoli ruszyli do wyjścia, przy drzwiach Hermiona rzuciła jeszcze ciche „do widzenia” i opuściła pomieszczenie. Kiedy znalazła się na korytarzu, oparła się o zamknięte już drzwi i głośno westchnęła. Theodor cały czas się jej przyglądał.
- Co się tak gapisz? Nie możesz już iść? - spytała niezbyt miło.
- Poszedłbym, ale wydawało mi się, że mieliśmy patrolować przedziały - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Racja. - Dziewczyna trochę się zmieszała. - Miejmy to już za sobą.
- No to chodźmy dawać dobry przykład. - powiedział na co Hermiona mimowolnie się usmiechnęła, po czym ruszyła przed siebie, a za nią Nott. Szli tak w ciszy, ale nagle odezwał się Theodor.
- Dasz radę? - A kiedy zobaczył pytający wzrok dziewczyny, dodał z usmiechem - Noo wiesz... Wytrzymasz ze Ślizgonem w dormitorium?
- Ja tam nic do ciebie nie mam... A ty wytrzymasz ze mną? No wiesz ze...
- Szlamą? - zapytał, na co Hermiona kiwnęła twierdząco głową. - Dla mnie nie jest ważne, czy jesteś mugolaczką czy nie. - Widząc zdziwienie dziewczyny, cicho się zaśmiał.
- Ale przecież ty jesteś ze Slyherinu... - widząc szczerzącego się chłopaka trochę się zmieszała. - Nieważne...
- Czyli jest ok?
- Ok - odpowiedziała z uśmiechem. - W końcu mamy świecić przykładem.
Reszta patrolu minęła im spokojnie, ale w końcu musieli wrócili do swoich przedziałów, bo niedługo mieli dojechać do Hogsmeade. Kiedy Hermiona otworzyła drzwi, zobaczyła swoich przyjaciół już ubranych w szkolne szaty.
- Miona! Gratuluję! - krzyknęła ruda.
- Dzięki, Ginny. - odpowiedziała przyjaciółce, a następnie przebrała się w swoją szatę. Reszta drogi do Hogsmeade i do Hogwartu minęła spokojnie. Po ostatniej bitwie na stacji w wiosce większość osób widziała testrale, dlatego zeszło tam dłużej niż zwykle,wszyscy uczniowie musieli dokładnie obejrzeć te niezwykłe stworzenia.
Hermiona była pełna podziwu. Wielka Sala w ogóle się nie zmieniła, nie wyglądała, jakby jeszcze miesiąc temu była w gruzach. Stało tam pięć stołów, jeden na podwyższeniu dla nauczycieli oraz pozostałe cztery, nad którymi wisiały flagi z herbami każdego domu i mnóstwo latających i migoczących świec, ale najlepszy w tym wszystkim był sufit. Sklepienie Wielkiej Sali było tak zaczarowane, aby wyglądało jak niebo na zewnątrz i zmieniało się wraz z pogodą i porą dnia. Dziewczyna razem z przyjaciółmi ruszyła do stołu.
- Witam wszystkich uczniów w nowym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!- zaczęła profesor McGonagall. – Chciałam wam przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony – tu znacząco popatrzyła na pewną trójkę Gryfonów – tak samo jak przebywanie na korytarzach po godzinie 22, a teraz rozpocznijmy Ceremonię Przydziału! - Po zakończonej ceremonii prowadzonej przez profesora Flitwicka, kiedy już wszyscy byli na swoich miejscach, głos znów zabrała McGonagall. – A teraz czas zacząć ucztę. Smacznego! - Po tych słowach na wszystkich stołach pojawiło się pyszne jedzenie. Po skończonej uczcie prefekci zaprowadzili pierwszorocznych do dormitoriów, a pozostali uczniowie zaczęli powoli opuszczać Wielką Salę.
Harry i Ginny poszli odprowadzić pierwszorocznych, Ron udał się do dormitorium razem z Nevillem, więc Hermiona sama ruszyła na piąte piętro. Kiedy była już na czwartym, zobaczyła, że przed nią idzie Teodor.
- Nott! Zaczekaj!
Chłopak po usłyszeniu dziewczyny od razu się odwrócił, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Coś się stało?
- Nie chciałam iść sama - powiedziała trochę zasapana Hermiona, dlatego że musiała za nim biec w górę po schodach. Po słowach dziewczyny jeszcze szerzej się uśmiechnął. - Co się tak szczerzysz? Chodź! - krzyknęła też uśmiechnięta szatynka i zaczęła wchodzić jeszcze wyżej po schodach, a za nią ruszył Nott.
Pod obraz pierwszy dotarł Theodor.
- Co tak stoisz? - spytała Hermiona.
- Yyy... Granger... ty znasz hasło? - spytał trochę zawstydzony, na co dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem. Chłopak prychnął zniecierpliwiony. - To znasz?
- Jasne - odpowiedziała rozbawiona. – Odwaga i spryt. - Hipogryf machnął dwa razy skrzydłami, a przed nimi ukazało się wejście. Kiedy weszli, Hermiona nie mogła uwierzyć własnym oczom. Pokój był dość duży i bardzo przytulny. Podłoga z paneli z ciemnego drewna, bordowe ściany i dywan w tym samym kolorze. Na środku stała ława też z ciemnego drewna, a obok niej dwa czarne fotele i kanapa tego samego koloru, naprzeciwko której znajdował się kominek, w którym teraz wesoło trzaskał ogień. Z lewej strony pokoju pod ścianą stał duży regał z książkami, a z prawej niewielki barek, wszystko z tego samego drewna co ława. Po dwóch przeciwnych stronach pokoju znajdowały się drzwi, jedne z namalowanym wężem, a drugie z lwem.
- Wow… - tylko tyle była w stanie wydusić z siebie Hermiona.
- Noo - odparł Theodor, po czym obydwoje ruszyli do drzwi z herbem swojego domu. Kiedy dziewczyna trzymała już rękę na klamce, odwróciła się i powiedziała niepewnie.
- No to... dobranoc, Nott.


- Dobranoc, Granger - odpowiedział z uśmiechem i wszedł do swojego dormitorium, a Hermiona zrobiła to samo. Kiedy była już w środku, jej oczom ukazał się pokój średnich rozmiarów, pośrodku którego leżał duży, puchaty czerwony dywan. Z lewej strony stało biurko, niewielka komoda i mały regał na książki, a z prawej duża szafa na ubrania. Na środku pokoju stało duże łóżko z kolumienkami w każdym rogu, na których wisiały aksamitne, czerwono-złote zasłony. Z prawej strony pokoju były drzwi, więc Hermiona podeszła do nich i otworzyła je. Pomieszczenie okazało się być niewielką łazienką, więc dziewczyna wzięła szybki prysznic, przebrała się w piżamę i poszła spać. Była bardzo zmęczona, więc zasnęła po 10 minutach.

____________________


Witam :)

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. 
Zapraszam do komentowania :)
~Lili